Na forach poświęconych podróżom po Bałkanach i Czarnogórze nierzadko spotykam się z polecanymi produktami, które warto przywieźć z wakacji. Bałkańska kawa, słodycze, wyroby alkoholowe… Odwróćmy jednak role! Czego podczas dłuższego pobytu na Bałkanach może brakować Polakom? Oto moja lista!
Odwróćmy role
Życie w Czarnogórze to nie tylko idylliczne wakacje, ale także tęsknota za domem. Jak każdy Polak mieszkający poza granicami ojczyzny, nierzadko tęsknię za pierogami, czy zupą ogórkową. Ostatnio do listy moich utęsknionych smaków dopisałam także bezalkoholowe piwo smakowe. Tak, tak – takich napojów tu wcale nie ma!
LISTA
Kawa
Smak, którego najbardziej mi tu brakuje to… kawa! Tak! Wiem, że to zaskoczenie dla wielu osób. Bo przecież Bałkany kawą płyną. Kawiarnie są niemal wszędzie, kawa jest tania. I przyznaję, że ta kawiarniana całkiem mi smakuje. Jednak czarny proszek sprzedawany w sklepie, zmielony niemal na pył, zawsze z dodatkiem kawy gatunku robusta, mija się całkowicie z moimi upodobaniami. Ten aromat, gorzki i nieco ostry, sprawia, że picie kawy nie sprawia mi przyjemności. Nie da się jej też zaparzyć w kawiarce – tak jak lubię najbardziej. Właśnie dlatego zielony Jacobs zawsze spoczywa w mojej podróżnej torbie, gdy wracam do Czarnogóry z Polski.
I mimo wielu poleceń i poszukiwań, jedyna kawa 100% arabica, która nadawała się do kawiarki, została tu przeze mnie zakupiona w kawiarni Fabrika Coffee za całe 9 euro za 200 gramów proszku. Herceg Novi nie jest niestety wielkim miastem i w lokalnych marketach nie odnalazłam żadnej innej kawy mogącej zastąpić tę, którą znam z Polski. Wobec tego, pamiętajcie: jeśli ktoś chciałby zrobić mi przyjemność, to zielony Jacobs przywieziony z Polski zawsze jest mile widziany 😉
Kawa zbożowa
No cóż… jak wspomniałam, mimo wszystko, Bałkany są kawą płynące. A kawa zbożowa, to dla Czarnogórców taka sama profanacja, jak bezalkoholowe piwo smakowe. Wobec tego kawa zbożowa tu nie istanieje! W hercegnowskich sklepach ze zdrową żywnością także nie mieli pojęcia o co mi chodzi, gdy próbowałam wyjaśnić, czego poszukuję. Jednak… dochodzą mnie głosy, że w Podgoricy już jakaś kawa zbożowa się pojawiła! Czekam więc niecierpliwie aż dotrze i do nas, a tymczasem przywożę sobie z Polski zawsze paczuszkę Inki.
Ogórki kiszone mojej mamy
Tego punktu wyjaśniać chyba nie muszę. Smak, którego nie da się podrobić. Czarnogórcom całkowcie nieznany. I mimo, że kapusta kiszona, czy kiszony kalafior jest tutaj normą, to moje opowieści o kiszonych ogórkach (a tym bardziej zupie z nich) budzą powszechne zniesmaczenie.
Nie jestem jednak jedyną osobą, która tęksni za tym smakiem! Wraz z napływem Ukraińców i Rosjan do Herceg Novi, w sieci marketów Mix Markt pojawiły się kiszone ogórki. I to takie made in Poland! Nie jest to smak jak od mamy, ale jest całkiem nienajgorszy.
Ziele angielskie
Przyprawa, której w Czarnogórze wcale się nie używa, nie da się jej kupić, a jako że nie zabiera dużo miejsca w torbie, to zawsze dwie paczuszki podróżują ze mną.
Skrobia ziemniaczana
Skrobia ziemniaczana także jest tu rzadkością, powszechnie używa się tej kukurydzianej. A jako że mączka ziemniaczana jest wszechstronna i uniwersalna, to przywożę sobie tutaj 0,5 kg z Polski co jakiś czas.
Kisiel i galaretka
Kisiel. Lubicie? Ja od czasu do czasu nie pogardzę. A W Czarnogórze uraczyć się nim nie da. Nie istnieje. Moje deserki przywożone z Polski często też budzą zaniepokojenie i zdziwienie… Zalałaś budyń wodą? Co to za pomysł? Eh, trudno wytłumaczyć, że to wcale nie budyń… (Bo budyń akurat jest tu dostępny, tylko że ten na skrobi kukurydzianej). Poza kisielem, w sklepie nie można zakupić tu także gotowej galaretki do zalania. Czarnogórskie panie domu mieszają żelatynę z sokami i cukrem, by uzyskać galaretkę. My w Polsce idziemy na łatwiznę i ja do takiego polskiego rozwiązania jestem przyzwyczajona. Właśnie dlatego zawsze w mojej walizce znajduje się kilka saszetek proszków od Delecty i Doktora Oetkera.
Leki i suplementy
Rynek suplementów nie jest tu tak rozwinięty jak w Polsce, a część leków dostępna tylko na receptę. Chociażby Furagina, która po wiosennych kąpielach w morzu nierzadko się przydaje, bez recepty od lekarza jest tu nieosiągalna. Mało jest też leków dla dzieci, dla maluszków poniżej trzeciego roku życia nie ma tu kropli do nosa, czy witamin wzmacniających. Kiedy Helcia zaczęła lekko pokasływać i poprosiłam w aptece o witaminę C dla dzieci, aptekarka lekko się skrzywiła i powiedziała, że pierwszy raz słyszy, że ktoś chce faszerować dzieci niepotrzebnie chemią i że o wiele mądrzej podawać dziecku pomarańcze, mandarynki i lemoniadę.
Po zastanoweniu, doszłam do wniosku, że to czarnogórskie podejście ma w sobie wiele sensu. Polskie apteki nie różnią się już bardzo od sklepów spożywczych. Klienci przychodzą tam z długimi listami zakupów i zamiast bazować na zbilansowanej diecie, łykają garściami suplementy. Jednak… wszystko jest dla ludzi w granicach rozsądku! Dlatego Furagina, czy krople do nosa dla dzieci zazwyczają znajdują się w mojej torbie podróżnej, gdy wracam z Polski do Czarnogóry.
Kosmetyki
Rynek kosemtyczny w Czarnogórze nie jest ubogi. Możemy tu dostać niemal wszystko. Wszelkie dostępne w Europie marki kompanii Procter and Gamble tu są, polskie Ziaja, czy Bielenda, a z kolorówki odnajdziemy Nyxa, Loreala, Rimella, Maybelline, Catrice czy Essence. Drogerie Cosmetics mają naprawdę szeroką ofertę. W Kući Hemije dostępne są nawet pojedyncze kosmetyki niemieckiej marki Lavera oraz firm azjatyckich, a w Damie odnalazłam ostatnio nawet maski do włosów Kallos oraz całą półkę kosemtyków Revox (a wiem, że wiele osób w Polsce oszalało na punkcie kremu z filtrem tej marki), JEDNAK nadal nie dotarł tu trend na kosmetykę naturalną. Wiele osób śmieje się słysząc o kosmetykach wegańskich, nikt nie czyta składów, a opalanie się nadal utożsamiane jest ze zdrowym wyglądem (kiedy szukałam w aptece kremu z filtrem odpowiedniego pod makijaż, aptekarka nie mogła zrozumieć Po co mi makijaż na plaży?, a fakt, że chcę używać tego kremu tak zwyczajnie, na co dzień, absolutnie wychodził poza jej wyobrażenie o świecie). Właśnie dlatego ciężko mi tu bez polskich produktów z dobrymi składami, do których przywykłam w Polsce – kosmetyki od Sylveco z marek takich jak Vianek, czy Biolaven oraz kremy Miya, kosmetyki Resibo, czy naturalna kolorówka od Felicea i marek kosmetyków mineralnych. Nie wyobrażam sobie bez nich pielęgnacji i zawsze przywożę ich zapas z Polski!
Odzież z vinted
No i kolejny trend, który jeszcze tu nie dotarł – używanie używanego. Second Handy są tu całkowicie passé i utożsamiane ze skrajną biedą. Sklepy tego typu są rzadkością, grupy na facebooku (rozkręcane zazwyczaj przez obcokrajowców) dopiero raczkują, a platformy internetowe typu Vinted wcale tu nie istnieją. I kiedy mam kupić bluzeczkę dzieciecą w sieci sklepów Kidsland za 15 euro, zdecydowanie wolę zamówić w Polsce dla Helci całą paczkę odzieży używanej na Vinted, za którą zapłacę 50-70 złotych. Biorąc pod uwagę, że dzieci rosną niezwykle szybko i brudzą odzież jeszcze szybciej, nie wyobrażam sobie obecnie życia bez korzystania z polskich platform z odzieżą używaną.
Tak to wygląda w moim przypadku. Czy coś Was zdziwiło? Dodam tylko, że może się wydawać, że jest tego naprawdę dużo, ale weźcie pod uwagę, że bywam w Polsce dwa razy do roku – robię więc naprawdę duże zapasy na dłuższy okres czasu.
A co przywieźć Czarnogórcom na prezent?
Czasami spotykam się z pytaniami, co przywieźć Czarnogórcom, kiedy wybieramy się do nich na wakacje. Zwłaszcza kiedy planujemy spać w aprtamencie, a nie hotelu. Czy coś z powyższej listy się sprawdzi?
Niekoniecznie! To produkty, których brakuje mi, a które tutaj są w dużej mierze nieznane i uznawane za zbędne. Słyszałam co prawda, że coraz więcej Czarnogórek i Albanek docenia polskie kosmetyki i pachnący krem do rąk, czy nawilżająca maska do włosów z dobrym składem, mogą być strzałem w dziesiątkę. Jednak prezenty, które tu królują i zawsze są mile widziane to kabanosy, Żubrówka i słodycze typu ptasie mleczko i pierniki.
Oj bez ogórków kiszonych nie ma życia! I taka zupa to marzenie… Oni się zupełnie nie znają! U mnie takie same reakcje jak powiem o zupie ogórkowej albo botwince. Wolą jeść swoje zupy bez smaku. 🙂
Hahahha, u Ciebie, czyli w Hiszpanii, tak?No cóż, każdy naród ma swoje smaki 😉